poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Chapter 8

*Darcy*

Za dziewiętnaście minut ósma, a ja jeszcze w piżamie. Podniosłam się z kanapy i poszłam na górę. Ubrałam na siebie białą koszulkę z napisami i szare spodenki z wysokim stanem. Włosy spięłam w luźnego koka. Wzięłam torbę i wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi i klucz schowałam do torby.
/10 minut później/
Stałam przed budynkiem szkoły. Do najlepszych to ona nie należała, ale była to jedyna najlepsza szkoła w okolicy Sutton Coldfield. Przeszłam przez bramę, wszystkie oczy były zwrócone na mnie. Miałam wrażenie jakby wszyscy mnie obgadywali za moimi plecami. Przy sali ciepłym uśmiechem przywitał mnie Connor.
-Hey. Wygląda na to, że mamy razem angielski.- powiedział obejmując mnie ręką.
-Na to wygląda.- przytaknęłam odwzajemniając uśmiech.
-Na następnej przerwie idę z chłopakami na lunch. Idziesz z nami?- zapytał wchodząc do klasy.
-Nie wiem, na razie nie mam konkretnych planów na lunch, ale pewnie wpadnę do was.- powiedziałam zajmując miejsce w ławce obok niego.
Po lekcji pani kazała mi chwilę zostać. Rozmawiała ze mną rozkładzie zajęć z angielskiego. Poszłam na stołówkę. Nerwowo szukałam wzrokiem chłopaków. Brad pomachał mi ręką i zaraz się uspokoiłam. Podeszłam do nich.
-Heyka…- powiedziałam siadając obok James’a i Connor’a.
-Podoba ci się tu?- zapytał Con.
-Chodzi ci o szkołę, czy miasto?- zaśmiałam się. Tylko ja z Connor’em wiedzieliśmy o co chodzi. Chłopcy patrzeli na nas jak na nienormalnych.
Po lekcjach wróciłam do domu z Bradley’em. Kończył godzinę szybciej, bo nie miał chemii. Odprowadził mnie do furtki. Pożegnaliśmy się i poszedł do domu. Rzuciłam torbę na krzesło i weszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę, żeby zobaczyć co jest. Mama zapomniała zrobić zakupy. Pewnie zrobi je jak będzie wracać z pracy. No cóż, zjem z mamą powinna wrócić za jakieś dwie i pół godziny. Usiadłam na kanapie przy Buster’rze i włączyłam jakiś film. Wyciągnęłam telefon z kieszeni, żeby położyć go na stolik. Dziwnym trafem zadzwonił. Na ekranie wyświetliło się zdjęcie Jack'a. Patrzyłam na telefon i zastanawiałam się czy odebrać, czy może lepiej odłożyć na stolik. Jego „Hey” zostało zagłuszone szumem silnika Jaguara.
-Yhm… czego chcesz?- mruknęłam oschle.
-Jesteś w domu?- zapytał.
-Po co ci to do wiadomości?- zapytałam skupiając się na filmie.
-Jesteś?- powtórzył pytanie.
-Tak, jestem.- rzuciłam odkładając telefon na stolik.
Postanowiłam ogarnąć dom. Posprzątałam salon i mój pokój. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Myślałam, że to Simpson więc kazałam mu wejść.
-Heyka to ja.- słyszałam zupełnie inny głos.
-Co ty tu robisz?- zapytałam zaszokowana.
-Przyjechałem w odwiedziny.- powiedział Jack siadając w fotelu.
-Skąd masz mój adres?- zapytałam wściekła jak osa.
-Od kolegi.- powiedział.- Muszę cię o coś zapytać. Shanon powiedziała mi, że ci się podobam. To prawda?- zapytał.
Stałam jak wryta. Miała tego nikomu nie mówić, a w szczególności jemu.
-Gdybyś zapytał się o to dwa lata temu powiedziałabym, że to prawda.- skłamałam, może coś do niego czuję, ale to prawie tyle co nic.
-Aha… szkoda.- z jego twarzy zniknął uśmiech.
Nie wiedziałam, że Jack potrafi kochać kogoś, kto nie jest nim. Gadaliśmy dobre pół godziny. Fajnie się nawet z nim gadało. Inaczej niż zwykle, kiedy sobie wzajemnie dogryzaliśmy w śmieszny sposób. Chłopak musiał już jechać, żeby zdążyć przed korkami na drodze. Zadzwoniłam do Shanon, żeby ją „opieprzyć”. Błagała mnie, żebym zgodziła się z nim być. Wmawiała mi jak pięknie razem wyglądamy. Nadal nie jestem do niego przekonana, ale ze względu na Shan postanowiłam dać mu szansę. Wyszłam z psem na szybki spacer. Od rana zapowiadało się na to, że będzie padać. Brad jeździł na deskorolce. Jak wtedy kiedy znalazł Buster’a. Wyglądał tak słodko kiedy się denerwował za każdym razem kiedy mu nie wyszło. Podeszłam do niego, żeby się przywitać.
Zaczęliśmy gadać o wszystkim, a za razem o niczym. Z nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Ruszyłam w stronę domu. Bradley pociągnął mnie w tył. Kopnął deskę na bok. Pocałował mnie w rękę ukłonił się przede mną. Wyglądało to jakby chciał poprosić mnie do tańca.
-Ale ja nie umiem tańczyć.- powiedziałam przyglądając się jak obejmuje mnie w tali.
-To nic. Rób to co ja.- zaśmiał się porywając mnie do tańca.
Tańczyliśmy taniec w pewnym stopniu przypominający walca angielskiego. Byliśmy przemoczeni. Wydawało się, że czas staną w miejscu. W rzeczywistości było inaczej.
-O czym marzyłaś jako mała dziewczynka?- zapytał obracając mnie wokół siebie.
-Hah… może wydać ci się to trochę dziwne, ale o namiętnym pocałunku w deszczu.- uśmiechnęłam się.- A ty?
-Żeby nie przestało padać.- rzucił.
Simpson delikatnie odgarnął moje mokre włosy z twarzy i wbił się usta. Byłam w szoku, ale po chwili odwzajemniłam pocałunek. Marzyłam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Ught… znowu mój telefon. Chciałam go zagłuszyć myślami. Na sto procent Jack przypomniał sobie o mnie.
-Nie odbierzesz? Może to coś ważnego.- powiedział Bradley łapiąc mnie za rękę.
-Nie, nie mam zamiaru. To na pewno nikt ważny.- powiedziałam.
Pocałowałam go w policzek i pobiegłam z psem do domu. Zatrzymałam się przy drzwiach, żeby jeszcze raz na niego spojrzeć. Nie było już go tam. Poszedł do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz