niedziela, 24 sierpnia 2014

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

WAŻNA Notatka :)

Blog zostanie zawieszony jeśli do 24.08.2014r.  nie uzyska przynajmniej 15 komentarzy.

Chapter 8

*Darcy*

Za dziewiętnaście minut ósma, a ja jeszcze w piżamie. Podniosłam się z kanapy i poszłam na górę. Ubrałam na siebie białą koszulkę z napisami i szare spodenki z wysokim stanem. Włosy spięłam w luźnego koka. Wzięłam torbę i wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi i klucz schowałam do torby.
/10 minut później/
Stałam przed budynkiem szkoły. Do najlepszych to ona nie należała, ale była to jedyna najlepsza szkoła w okolicy Sutton Coldfield. Przeszłam przez bramę, wszystkie oczy były zwrócone na mnie. Miałam wrażenie jakby wszyscy mnie obgadywali za moimi plecami. Przy sali ciepłym uśmiechem przywitał mnie Connor.
-Hey. Wygląda na to, że mamy razem angielski.- powiedział obejmując mnie ręką.
-Na to wygląda.- przytaknęłam odwzajemniając uśmiech.
-Na następnej przerwie idę z chłopakami na lunch. Idziesz z nami?- zapytał wchodząc do klasy.
-Nie wiem, na razie nie mam konkretnych planów na lunch, ale pewnie wpadnę do was.- powiedziałam zajmując miejsce w ławce obok niego.
Po lekcji pani kazała mi chwilę zostać. Rozmawiała ze mną rozkładzie zajęć z angielskiego. Poszłam na stołówkę. Nerwowo szukałam wzrokiem chłopaków. Brad pomachał mi ręką i zaraz się uspokoiłam. Podeszłam do nich.
-Heyka…- powiedziałam siadając obok James’a i Connor’a.
-Podoba ci się tu?- zapytał Con.
-Chodzi ci o szkołę, czy miasto?- zaśmiałam się. Tylko ja z Connor’em wiedzieliśmy o co chodzi. Chłopcy patrzeli na nas jak na nienormalnych.
Po lekcjach wróciłam do domu z Bradley’em. Kończył godzinę szybciej, bo nie miał chemii. Odprowadził mnie do furtki. Pożegnaliśmy się i poszedł do domu. Rzuciłam torbę na krzesło i weszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę, żeby zobaczyć co jest. Mama zapomniała zrobić zakupy. Pewnie zrobi je jak będzie wracać z pracy. No cóż, zjem z mamą powinna wrócić za jakieś dwie i pół godziny. Usiadłam na kanapie przy Buster’rze i włączyłam jakiś film. Wyciągnęłam telefon z kieszeni, żeby położyć go na stolik. Dziwnym trafem zadzwonił. Na ekranie wyświetliło się zdjęcie Jack'a. Patrzyłam na telefon i zastanawiałam się czy odebrać, czy może lepiej odłożyć na stolik. Jego „Hey” zostało zagłuszone szumem silnika Jaguara.
-Yhm… czego chcesz?- mruknęłam oschle.
-Jesteś w domu?- zapytał.
-Po co ci to do wiadomości?- zapytałam skupiając się na filmie.
-Jesteś?- powtórzył pytanie.
-Tak, jestem.- rzuciłam odkładając telefon na stolik.
Postanowiłam ogarnąć dom. Posprzątałam salon i mój pokój. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Myślałam, że to Simpson więc kazałam mu wejść.
-Heyka to ja.- słyszałam zupełnie inny głos.
-Co ty tu robisz?- zapytałam zaszokowana.
-Przyjechałem w odwiedziny.- powiedział Jack siadając w fotelu.
-Skąd masz mój adres?- zapytałam wściekła jak osa.
-Od kolegi.- powiedział.- Muszę cię o coś zapytać. Shanon powiedziała mi, że ci się podobam. To prawda?- zapytał.
Stałam jak wryta. Miała tego nikomu nie mówić, a w szczególności jemu.
-Gdybyś zapytał się o to dwa lata temu powiedziałabym, że to prawda.- skłamałam, może coś do niego czuję, ale to prawie tyle co nic.
-Aha… szkoda.- z jego twarzy zniknął uśmiech.
Nie wiedziałam, że Jack potrafi kochać kogoś, kto nie jest nim. Gadaliśmy dobre pół godziny. Fajnie się nawet z nim gadało. Inaczej niż zwykle, kiedy sobie wzajemnie dogryzaliśmy w śmieszny sposób. Chłopak musiał już jechać, żeby zdążyć przed korkami na drodze. Zadzwoniłam do Shanon, żeby ją „opieprzyć”. Błagała mnie, żebym zgodziła się z nim być. Wmawiała mi jak pięknie razem wyglądamy. Nadal nie jestem do niego przekonana, ale ze względu na Shan postanowiłam dać mu szansę. Wyszłam z psem na szybki spacer. Od rana zapowiadało się na to, że będzie padać. Brad jeździł na deskorolce. Jak wtedy kiedy znalazł Buster’a. Wyglądał tak słodko kiedy się denerwował za każdym razem kiedy mu nie wyszło. Podeszłam do niego, żeby się przywitać.
Zaczęliśmy gadać o wszystkim, a za razem o niczym. Z nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Ruszyłam w stronę domu. Bradley pociągnął mnie w tył. Kopnął deskę na bok. Pocałował mnie w rękę ukłonił się przede mną. Wyglądało to jakby chciał poprosić mnie do tańca.
-Ale ja nie umiem tańczyć.- powiedziałam przyglądając się jak obejmuje mnie w tali.
-To nic. Rób to co ja.- zaśmiał się porywając mnie do tańca.
Tańczyliśmy taniec w pewnym stopniu przypominający walca angielskiego. Byliśmy przemoczeni. Wydawało się, że czas staną w miejscu. W rzeczywistości było inaczej.
-O czym marzyłaś jako mała dziewczynka?- zapytał obracając mnie wokół siebie.
-Hah… może wydać ci się to trochę dziwne, ale o namiętnym pocałunku w deszczu.- uśmiechnęłam się.- A ty?
-Żeby nie przestało padać.- rzucił.
Simpson delikatnie odgarnął moje mokre włosy z twarzy i wbił się usta. Byłam w szoku, ale po chwili odwzajemniłam pocałunek. Marzyłam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Ught… znowu mój telefon. Chciałam go zagłuszyć myślami. Na sto procent Jack przypomniał sobie o mnie.
-Nie odbierzesz? Może to coś ważnego.- powiedział Bradley łapiąc mnie za rękę.
-Nie, nie mam zamiaru. To na pewno nikt ważny.- powiedziałam.
Pocałowałam go w policzek i pobiegłam z psem do domu. Zatrzymałam się przy drzwiach, żeby jeszcze raz na niego spojrzeć. Nie było już go tam. Poszedł do domu.

Chapter 7

*Darcy*
Rano zadzwonił mój telefon. „Mam to gdzieś jest 09;12 idę spać.” powtarzałam sobie w myślach. Telefon ucichł, nie na długo. Starałam się go zignorować, ale ten dźwięk stawała się coraz bardziej wkurzający i irytujący. Ledwo wyciągnęłam po niego rękę. Promienie słońca wdarły się do moich oczu. Przymrużyłam oczy i spojrzałam na ekran. ”Bradley Simpson”. Pojebało go?! Parę dokładnie cztery godziny temu wróciliśmy do domów.
Wymruczałam bezsilnie krótkie „Hey” chowając głowę pod poduszkę.
-Siemka, jak tam głowa po wczorajszym?- zapytał ochrypniętym głosem.
-Nie najlepiej.- powiedziałam przekręcając się na drugi bok do ściany.- A jak reszta?- zapytałam ciekawa.
-Wszyscy mają powyłączane telefony.- rzucił. Cicho wymruczałam pod nosem „Czemu ja na to nie wpadłam?”.
-Co tam mruczysz?- zapytał.
-Nie nic, nic.- zaśmiałam się.- Serio nie możesz spać już?- zapytałam niemiłosiernie.
-Kto rano wstaje…
Nie mogłam się powstrzymać i musiałam mu przerwać.
-Ten chuja się wyśpi.
-Otwórz okno.- błagał.
-Zimno mi i głowa mnie boli.- wymruczałam do słuchawki.
-Otwórz to cię przytule.- powiedział i rozłączył się. Ledwo wygramoliłam się z łóżka. Powolnym krokiem podreptałam do okna. Brad stał już w oknie.
-To jak dziś powtórka z wypadu.- zaśmiał się.
-Nie… chyba za dużo wczoraj wypiliśmy.- stwierdziłam siadając na parapecie.
-No trochę.- przyznał mi racje. -Za godzinę idę do parku z chłopakami. Idziesz z nami?- zapytał.
-Nie wiem może, ale tym razem bez picia. Głowa mnie boli!- wyjęczałam uderzając tyłem głowy o ścianę.
-Dobra i tak przyjdę po ciebie.- dodał zamykając okno.
Zamknęłam okno i z powrotem poszłam się położyć.

*Bradley*
Ball napisał, czy długo mają jaszcze czekać, czy już iść do parku. Nie zdążę z Darcy do parku. Napisałem, żeby czekali na nas w parku. Pobiegłem do jej domu i stałem dobre 4 minuty zanim ktoś mi otworzył.
-Dzień dobry Pani jest Darcy ?- zapytałam wchodząc do środka.
-Tak, ale chyba jeszcze śpi.- pokazała na drzwi od pokoju Dar.
-Pójdę ją obudzić.- rzuciłem wbiegając po schodach do jej pokoju.
Pani Lauren miała racje, jeszcze spała. Usiadłem na krześle obok jej łóżka. Wygląda tak słodko kiedy śpi, w ogóle jest słodka. Jak ją obudzić? Delikatnie połaskotałem ją po stopach.
-Cholera nie ma łaskotek.- zaśmiałem się po cichu, żeby jej nie obudzić.
Zabrałem jej kołdrę myśląc, że to będzie najlepsze rozwiązanie. Lekko się przebudziła.
-Brad ciemna sfero oddaj mi kołdrę.- wymruczała chowając głowę w poduszkę.
-Wstawaj.- rzuciłem jej kołdrę na głowę.
-Nie.- mruknęła zrzucając kołdrę na nogi.
-Bo ja cię ściągnę z łóżka, a to nie będzie za przyjemne.- zaśmiałem się łapiąc ją za rękę. -No dawaj.- pociągnęła mnie za rękę z taką siłą, że znalazłem się u niej w łóżku.
Leżeliśmy obok siebie i śmialiśmy się z wczorajszego wieczoru. Dar położyła głowę na mojej klatce. Zacząłem bawić się jej miękkimi włosami. Do pokoju wszedł jej tata. Kiedy nas zobaczył jego oczy napełniły się złością, a dłonie zacisnęły się w pięści. Był zły, ale nie na Darcy ona nic złego nie zrobiła to moja wina. Wyszedł nic nie mówiąc. Pewnie zapomniało co chciał powiedzieć widząc swoją córkę z obcym chłopakiem w łóżku. Szybko zszedłem z łóżka i usiadłem na fotelu. Pisnąłem tylko ciche „Sorry Dar.” Dziewczyna podeszła bez słowa do szawki i wygrzebała z niej jakieś ubrania. Pobiegła truchtem do łazienki. Przy drzwiach uspokoiła mnie cichym „Nic się nie stało to nie twoja wina.”. Zaśmiała się i weszła do środka. Siedziałem na krześle i myślałem jak wytłumaczyć się tacie dziewczyny na której mi zależy. Poczułem ciepłe ręce masujące mój kark.
-Spokojnie, wszystko wyjaśnię mojemu tacie.- pociągnęła mnie na dół. Kazała mi zaczekać w korytarzu. Wyjaśnienie wszystkiego zajęło jej tylko 10 minut. Przybiegła do mnie i powiedziała, żebym się nie martwił jej tatą.
Poszliśmy do parku gdzie czekali już na nas chłopcy. Zaczęli się śmiać. Spojrzałem do tyłu nikogo za nami nie było.
-Z czego się tak piejecie?- zapytałam sprawdzając czy nie mam przypadkiem czegoś na głowie. Connor zaczął coś mówić po cichu do James’a.
-Wiecie jak wczoraj byliście narąbani?- zapytał James.
-No tylko trochę.- zaśmiałem się.
-Haha… to nie było trochę.- Evans spojrzał kontem oka na mnie i Darcy.- Serio nie pamiętacie?
-Tak serio.- spojrzałem na niego.- Co znowu odwaliłem?
-Całowałeś się z Melrose u mnie w domu przy Sophie.- powiedział McVey klepiąc mnie po ramieniu.
-Uff… myślałem, że coś gorszego odwaliłem.- przetarłem spocone czoło.
-Ale to jeszcze nie wszystko.- dodał James.- Wiesz, że jak za dużo wypijesz to ci odbija.- zrobił przerwę, żeby potrzymać mnie w niepewności.- Latałeś w samych bokserkach. Serio moja siostra bała się ciebie.
-A najlepsze na koniec.- dodał Ball wstając z ławki.- Nie biegałeś po domu, tylko po podwórku.
-Co, to nie możliwe.- zaprzeczałem, próbując się bronić.
Spojrzałem na Darcy. Śmiała się i miała łzy w oczach. To nie możliwe, nie jestem, aż tak głupi kiedy wypiję.
-Nie no dobra, z tym bieganiem to cię wkręcamy.- rzucił Tristan.
-A ja i Brad?- zapytała cicho Melrose.
 -To akurat prawda.- powiedział niemiłosiernie McVey.
Chodziliśmy po parku bez celu, prawie jak zawsze. Po trzech godzinach Darcy musiała już iść. Ja z resztą też. Odprowadziłem ją pod furtkę i jeszcze raz przepraszałem za wszystko co zrobiłem nie tak, a ona tylko powiedziała, żebym się nie martwił. Wszedłem do domu i położyłem się na kanapie obok Jesse i razem oglądaliśmy TV show. Nat usiadła obok na fotelu i zabrała mi pilot. Przełączyła na jakiś kanał o modzie.
-Ught… oddaj pilot. – wymruczałem w sierść psa.
-Kac?- zapytała podając mi szklankę wody z cytryną.
-Nie.- mruknąłem.- No może trochę.- padłem głową na poduszkę.
-Nawet ładna ta dziewczyna.- powiedziała.
-Kto? Darcy?- podparłem się łokciem o oparcie kanapy.
-Nie jej mama.- rzuciła mnie poduszką w  głowę.- No raczej, że ona.
-Jej mama też jest niezła.- zaśmiałem się.
-Co zrobisz brokenheart’erze ?- zapytał wstając z fotela. Zatrzymała się w drzwiach kuchennych.
-Nic, po prostu nic. Wszystko w swoim czasie. Ona jest zbyt wyjątkowa, żeby ją zranić.
-Więc masz zamiar bezczynnie siedzieć na tyłku i nic nie robić.- rzuciła oschle.
-Tak. Dokładnie.- dodałem i przełączyłem na program który oglądałem wcześniej.