niedziela, 24 sierpnia 2014

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

WAŻNA Notatka :)

Blog zostanie zawieszony jeśli do 24.08.2014r.  nie uzyska przynajmniej 15 komentarzy.

Chapter 8

*Darcy*

Za dziewiętnaście minut ósma, a ja jeszcze w piżamie. Podniosłam się z kanapy i poszłam na górę. Ubrałam na siebie białą koszulkę z napisami i szare spodenki z wysokim stanem. Włosy spięłam w luźnego koka. Wzięłam torbę i wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi i klucz schowałam do torby.
/10 minut później/
Stałam przed budynkiem szkoły. Do najlepszych to ona nie należała, ale była to jedyna najlepsza szkoła w okolicy Sutton Coldfield. Przeszłam przez bramę, wszystkie oczy były zwrócone na mnie. Miałam wrażenie jakby wszyscy mnie obgadywali za moimi plecami. Przy sali ciepłym uśmiechem przywitał mnie Connor.
-Hey. Wygląda na to, że mamy razem angielski.- powiedział obejmując mnie ręką.
-Na to wygląda.- przytaknęłam odwzajemniając uśmiech.
-Na następnej przerwie idę z chłopakami na lunch. Idziesz z nami?- zapytał wchodząc do klasy.
-Nie wiem, na razie nie mam konkretnych planów na lunch, ale pewnie wpadnę do was.- powiedziałam zajmując miejsce w ławce obok niego.
Po lekcji pani kazała mi chwilę zostać. Rozmawiała ze mną rozkładzie zajęć z angielskiego. Poszłam na stołówkę. Nerwowo szukałam wzrokiem chłopaków. Brad pomachał mi ręką i zaraz się uspokoiłam. Podeszłam do nich.
-Heyka…- powiedziałam siadając obok James’a i Connor’a.
-Podoba ci się tu?- zapytał Con.
-Chodzi ci o szkołę, czy miasto?- zaśmiałam się. Tylko ja z Connor’em wiedzieliśmy o co chodzi. Chłopcy patrzeli na nas jak na nienormalnych.
Po lekcjach wróciłam do domu z Bradley’em. Kończył godzinę szybciej, bo nie miał chemii. Odprowadził mnie do furtki. Pożegnaliśmy się i poszedł do domu. Rzuciłam torbę na krzesło i weszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę, żeby zobaczyć co jest. Mama zapomniała zrobić zakupy. Pewnie zrobi je jak będzie wracać z pracy. No cóż, zjem z mamą powinna wrócić za jakieś dwie i pół godziny. Usiadłam na kanapie przy Buster’rze i włączyłam jakiś film. Wyciągnęłam telefon z kieszeni, żeby położyć go na stolik. Dziwnym trafem zadzwonił. Na ekranie wyświetliło się zdjęcie Jack'a. Patrzyłam na telefon i zastanawiałam się czy odebrać, czy może lepiej odłożyć na stolik. Jego „Hey” zostało zagłuszone szumem silnika Jaguara.
-Yhm… czego chcesz?- mruknęłam oschle.
-Jesteś w domu?- zapytał.
-Po co ci to do wiadomości?- zapytałam skupiając się na filmie.
-Jesteś?- powtórzył pytanie.
-Tak, jestem.- rzuciłam odkładając telefon na stolik.
Postanowiłam ogarnąć dom. Posprzątałam salon i mój pokój. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Myślałam, że to Simpson więc kazałam mu wejść.
-Heyka to ja.- słyszałam zupełnie inny głos.
-Co ty tu robisz?- zapytałam zaszokowana.
-Przyjechałem w odwiedziny.- powiedział Jack siadając w fotelu.
-Skąd masz mój adres?- zapytałam wściekła jak osa.
-Od kolegi.- powiedział.- Muszę cię o coś zapytać. Shanon powiedziała mi, że ci się podobam. To prawda?- zapytał.
Stałam jak wryta. Miała tego nikomu nie mówić, a w szczególności jemu.
-Gdybyś zapytał się o to dwa lata temu powiedziałabym, że to prawda.- skłamałam, może coś do niego czuję, ale to prawie tyle co nic.
-Aha… szkoda.- z jego twarzy zniknął uśmiech.
Nie wiedziałam, że Jack potrafi kochać kogoś, kto nie jest nim. Gadaliśmy dobre pół godziny. Fajnie się nawet z nim gadało. Inaczej niż zwykle, kiedy sobie wzajemnie dogryzaliśmy w śmieszny sposób. Chłopak musiał już jechać, żeby zdążyć przed korkami na drodze. Zadzwoniłam do Shanon, żeby ją „opieprzyć”. Błagała mnie, żebym zgodziła się z nim być. Wmawiała mi jak pięknie razem wyglądamy. Nadal nie jestem do niego przekonana, ale ze względu na Shan postanowiłam dać mu szansę. Wyszłam z psem na szybki spacer. Od rana zapowiadało się na to, że będzie padać. Brad jeździł na deskorolce. Jak wtedy kiedy znalazł Buster’a. Wyglądał tak słodko kiedy się denerwował za każdym razem kiedy mu nie wyszło. Podeszłam do niego, żeby się przywitać.
Zaczęliśmy gadać o wszystkim, a za razem o niczym. Z nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Ruszyłam w stronę domu. Bradley pociągnął mnie w tył. Kopnął deskę na bok. Pocałował mnie w rękę ukłonił się przede mną. Wyglądało to jakby chciał poprosić mnie do tańca.
-Ale ja nie umiem tańczyć.- powiedziałam przyglądając się jak obejmuje mnie w tali.
-To nic. Rób to co ja.- zaśmiał się porywając mnie do tańca.
Tańczyliśmy taniec w pewnym stopniu przypominający walca angielskiego. Byliśmy przemoczeni. Wydawało się, że czas staną w miejscu. W rzeczywistości było inaczej.
-O czym marzyłaś jako mała dziewczynka?- zapytał obracając mnie wokół siebie.
-Hah… może wydać ci się to trochę dziwne, ale o namiętnym pocałunku w deszczu.- uśmiechnęłam się.- A ty?
-Żeby nie przestało padać.- rzucił.
Simpson delikatnie odgarnął moje mokre włosy z twarzy i wbił się usta. Byłam w szoku, ale po chwili odwzajemniłam pocałunek. Marzyłam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Ught… znowu mój telefon. Chciałam go zagłuszyć myślami. Na sto procent Jack przypomniał sobie o mnie.
-Nie odbierzesz? Może to coś ważnego.- powiedział Bradley łapiąc mnie za rękę.
-Nie, nie mam zamiaru. To na pewno nikt ważny.- powiedziałam.
Pocałowałam go w policzek i pobiegłam z psem do domu. Zatrzymałam się przy drzwiach, żeby jeszcze raz na niego spojrzeć. Nie było już go tam. Poszedł do domu.

Chapter 7

*Darcy*
Rano zadzwonił mój telefon. „Mam to gdzieś jest 09;12 idę spać.” powtarzałam sobie w myślach. Telefon ucichł, nie na długo. Starałam się go zignorować, ale ten dźwięk stawała się coraz bardziej wkurzający i irytujący. Ledwo wyciągnęłam po niego rękę. Promienie słońca wdarły się do moich oczu. Przymrużyłam oczy i spojrzałam na ekran. ”Bradley Simpson”. Pojebało go?! Parę dokładnie cztery godziny temu wróciliśmy do domów.
Wymruczałam bezsilnie krótkie „Hey” chowając głowę pod poduszkę.
-Siemka, jak tam głowa po wczorajszym?- zapytał ochrypniętym głosem.
-Nie najlepiej.- powiedziałam przekręcając się na drugi bok do ściany.- A jak reszta?- zapytałam ciekawa.
-Wszyscy mają powyłączane telefony.- rzucił. Cicho wymruczałam pod nosem „Czemu ja na to nie wpadłam?”.
-Co tam mruczysz?- zapytał.
-Nie nic, nic.- zaśmiałam się.- Serio nie możesz spać już?- zapytałam niemiłosiernie.
-Kto rano wstaje…
Nie mogłam się powstrzymać i musiałam mu przerwać.
-Ten chuja się wyśpi.
-Otwórz okno.- błagał.
-Zimno mi i głowa mnie boli.- wymruczałam do słuchawki.
-Otwórz to cię przytule.- powiedział i rozłączył się. Ledwo wygramoliłam się z łóżka. Powolnym krokiem podreptałam do okna. Brad stał już w oknie.
-To jak dziś powtórka z wypadu.- zaśmiał się.
-Nie… chyba za dużo wczoraj wypiliśmy.- stwierdziłam siadając na parapecie.
-No trochę.- przyznał mi racje. -Za godzinę idę do parku z chłopakami. Idziesz z nami?- zapytał.
-Nie wiem może, ale tym razem bez picia. Głowa mnie boli!- wyjęczałam uderzając tyłem głowy o ścianę.
-Dobra i tak przyjdę po ciebie.- dodał zamykając okno.
Zamknęłam okno i z powrotem poszłam się położyć.

*Bradley*
Ball napisał, czy długo mają jaszcze czekać, czy już iść do parku. Nie zdążę z Darcy do parku. Napisałem, żeby czekali na nas w parku. Pobiegłem do jej domu i stałem dobre 4 minuty zanim ktoś mi otworzył.
-Dzień dobry Pani jest Darcy ?- zapytałam wchodząc do środka.
-Tak, ale chyba jeszcze śpi.- pokazała na drzwi od pokoju Dar.
-Pójdę ją obudzić.- rzuciłem wbiegając po schodach do jej pokoju.
Pani Lauren miała racje, jeszcze spała. Usiadłem na krześle obok jej łóżka. Wygląda tak słodko kiedy śpi, w ogóle jest słodka. Jak ją obudzić? Delikatnie połaskotałem ją po stopach.
-Cholera nie ma łaskotek.- zaśmiałem się po cichu, żeby jej nie obudzić.
Zabrałem jej kołdrę myśląc, że to będzie najlepsze rozwiązanie. Lekko się przebudziła.
-Brad ciemna sfero oddaj mi kołdrę.- wymruczała chowając głowę w poduszkę.
-Wstawaj.- rzuciłem jej kołdrę na głowę.
-Nie.- mruknęła zrzucając kołdrę na nogi.
-Bo ja cię ściągnę z łóżka, a to nie będzie za przyjemne.- zaśmiałem się łapiąc ją za rękę. -No dawaj.- pociągnęła mnie za rękę z taką siłą, że znalazłem się u niej w łóżku.
Leżeliśmy obok siebie i śmialiśmy się z wczorajszego wieczoru. Dar położyła głowę na mojej klatce. Zacząłem bawić się jej miękkimi włosami. Do pokoju wszedł jej tata. Kiedy nas zobaczył jego oczy napełniły się złością, a dłonie zacisnęły się w pięści. Był zły, ale nie na Darcy ona nic złego nie zrobiła to moja wina. Wyszedł nic nie mówiąc. Pewnie zapomniało co chciał powiedzieć widząc swoją córkę z obcym chłopakiem w łóżku. Szybko zszedłem z łóżka i usiadłem na fotelu. Pisnąłem tylko ciche „Sorry Dar.” Dziewczyna podeszła bez słowa do szawki i wygrzebała z niej jakieś ubrania. Pobiegła truchtem do łazienki. Przy drzwiach uspokoiła mnie cichym „Nic się nie stało to nie twoja wina.”. Zaśmiała się i weszła do środka. Siedziałem na krześle i myślałem jak wytłumaczyć się tacie dziewczyny na której mi zależy. Poczułem ciepłe ręce masujące mój kark.
-Spokojnie, wszystko wyjaśnię mojemu tacie.- pociągnęła mnie na dół. Kazała mi zaczekać w korytarzu. Wyjaśnienie wszystkiego zajęło jej tylko 10 minut. Przybiegła do mnie i powiedziała, żebym się nie martwił jej tatą.
Poszliśmy do parku gdzie czekali już na nas chłopcy. Zaczęli się śmiać. Spojrzałem do tyłu nikogo za nami nie było.
-Z czego się tak piejecie?- zapytałam sprawdzając czy nie mam przypadkiem czegoś na głowie. Connor zaczął coś mówić po cichu do James’a.
-Wiecie jak wczoraj byliście narąbani?- zapytał James.
-No tylko trochę.- zaśmiałem się.
-Haha… to nie było trochę.- Evans spojrzał kontem oka na mnie i Darcy.- Serio nie pamiętacie?
-Tak serio.- spojrzałem na niego.- Co znowu odwaliłem?
-Całowałeś się z Melrose u mnie w domu przy Sophie.- powiedział McVey klepiąc mnie po ramieniu.
-Uff… myślałem, że coś gorszego odwaliłem.- przetarłem spocone czoło.
-Ale to jeszcze nie wszystko.- dodał James.- Wiesz, że jak za dużo wypijesz to ci odbija.- zrobił przerwę, żeby potrzymać mnie w niepewności.- Latałeś w samych bokserkach. Serio moja siostra bała się ciebie.
-A najlepsze na koniec.- dodał Ball wstając z ławki.- Nie biegałeś po domu, tylko po podwórku.
-Co, to nie możliwe.- zaprzeczałem, próbując się bronić.
Spojrzałem na Darcy. Śmiała się i miała łzy w oczach. To nie możliwe, nie jestem, aż tak głupi kiedy wypiję.
-Nie no dobra, z tym bieganiem to cię wkręcamy.- rzucił Tristan.
-A ja i Brad?- zapytała cicho Melrose.
 -To akurat prawda.- powiedział niemiłosiernie McVey.
Chodziliśmy po parku bez celu, prawie jak zawsze. Po trzech godzinach Darcy musiała już iść. Ja z resztą też. Odprowadziłem ją pod furtkę i jeszcze raz przepraszałem za wszystko co zrobiłem nie tak, a ona tylko powiedziała, żebym się nie martwił. Wszedłem do domu i położyłem się na kanapie obok Jesse i razem oglądaliśmy TV show. Nat usiadła obok na fotelu i zabrała mi pilot. Przełączyła na jakiś kanał o modzie.
-Ught… oddaj pilot. – wymruczałem w sierść psa.
-Kac?- zapytała podając mi szklankę wody z cytryną.
-Nie.- mruknąłem.- No może trochę.- padłem głową na poduszkę.
-Nawet ładna ta dziewczyna.- powiedziała.
-Kto? Darcy?- podparłem się łokciem o oparcie kanapy.
-Nie jej mama.- rzuciła mnie poduszką w  głowę.- No raczej, że ona.
-Jej mama też jest niezła.- zaśmiałem się.
-Co zrobisz brokenheart’erze ?- zapytał wstając z fotela. Zatrzymała się w drzwiach kuchennych.
-Nic, po prostu nic. Wszystko w swoim czasie. Ona jest zbyt wyjątkowa, żeby ją zranić.
-Więc masz zamiar bezczynnie siedzieć na tyłku i nic nie robić.- rzuciła oschle.
-Tak. Dokładnie.- dodałem i przełączyłem na program który oglądałem wcześniej.

czwartek, 10 lipca 2014

Chapter 6

*Darcy*
Tu jest cudownie. Kocham takie miejsca. Pełno świateł i wiele atrakcji; różne karuzele, konkursy, zjeżdżalnie i wiele innych.
-To gdzie idziemy?- zapytał Tristan obejmując mnie ramieniem.
Bradley spojrzał nie niego wzrokiem zabójcy. Był na niego wściekły.
-Nie wiem, tu jest tyle tego wszystkiego.- odpowiedziałam rozglądając się.
-Trist weź rękę.- Brad wysyczał cicho przez zęby.
-Co? –zapytał chłopak.
-Weź rękę z jej ramienna.- powtórzył.
-Dobrze tylko nie bij.- zaśmiał się biorąc rękę z mojego ramienna. Czyżby Bradley był o mnie zazdrosny? Connor zaproponował diabelski młyn więc poszliśmy. Później rollercoaster i tak dalej. Ja i Brad poszliśmy porzucać do celu, a reszta po coś do picia. Pozwolił mi zacząć z racji tego, że jestem dziewczyną. Chłopak wygrał niedużego, puszystego misia. Dał mi go w prezencie.
Poszliśmy do chłopaków. Stali przy budce z Popcorn’em i watą cukrową.
-Ooo… jaki słodki misiek.- krzyknął James machając do nas.
-Nie dla ciebie.- syknął Tristan.
-Przecież wiem.- rzucił.
Przez jakiś czas jeszcze kręciliśmy się obok różnych stoisk. Brad trzymał mnie mocno za rękę. Śmiał się, że to po to bym się nie zgubiła. Ktoś zakrył mi oczy rękoma. Zaczęłam zgadywać. Wiedziałam, że Trist i James idą przed nami.
-Connor?- zapytałam próbując poznać po dłoniach. Były delikatne i miękkie.
-Nie zgadłaś Melrose.- usłyszałam znajomy głos, tak za nim tęskniłam.
Przede mną stała śliczna, długowłosa blondynka i chłopak o ciemnej karnacji.
-Shan!- krzyknęłam i rzuciłam im się na szyje.
-Siema Malik.- zaśmiał się Bradley zderzając się barkiem z Zayn’em.- Nic się nie zmieniłeś.
-Ty też, Simpson nadal masz te sweet loczki na które lecą laski.- zaśmiał się targając włosy Brada.
-Znacie się?- zapytałam wmurowana.
-To długa historia może kiedyś ci ją opowiem.- powiedział Brad przytulając się do mnie.
-Nici z domówki, rodzice w domu?- zapytałam klepiąc Shan po ramieniu.
-Yhm… nie przedstawisz nas reszcie?- zapytała patrząc na chłopców za mną.
-To Tristan, James i Con…- zawiesiłam się szukając wzrokiem Connor’a w tłumie ludzi.- Chłopaki do cholery gdzie jest Connor?- zapytałam spanikowana.
-Pewnie poszedł do łazienki.- uspokajał mnie Trist.
-Tak długo?- zapytałam rozglądając się wszędzie.
-Gdybyś wypiła tyle coli co on, też byś tyle siedziała.- zaśmiał się Tristan.
Szukaliśmy go wszędzie, w łazience go nie było. Brad zobaczył jak Con wybiega z namiotu. Pobiegł za nim i złapał go za rękaw.
-Co się stało?- James zapytał go z troską.
Chłopak nic nie odpowiedział, najwyraźniej miał napad astmy. Trist podał mu wodę. Kiedy się uspokoił zaczął mówić.
-W tym namiocie odbijała się lustrze całkiem ładna kobieta. Chciałem ją zaprosić na spacer, kiedy ją zobaczyłem…- przerwał, żeby wziąć łyk wody.- Przeraziłem się była okropna.- napad astmy wrócił.
Mocno go przytuliłam myśląc, że to mu pomoże. Trochę się uspokoił. Zayn i Shanon musieli wracać. Trudno było mi się z nimi żegnać. Poszliśmy do baru który, był obok wesołego miasteczka. Zajęłam stolik z Tristan’em i Connor’em, a Brad i James poszli po coś do picia. Po paru minutach przyszli z pięcioma szklankami wypełnionymi jakimś alkoholem. Brad postawił jedną z nich przede mną.
-Co tak patrzysz na tę szklankę?- otworzył ją i podał mi do ręki.
-Obiecałam coś tacie pamiętasz?- odstawiłam drinka z powrotem na stół.
-To co jest tu zostaje między nami, nikt się nie dowie, a szczególności twój tata.- Connor położył rękę na moim ramieniu jakby chciał mnie pocieszyć tymi słowami.
-To może zamówić ci coś innego na przykład sok?- Tristan chyba się na mnie lekko zdenerwował. Nie chciałam być dla nich nie miła.
-Wypije, ale tylko jednego.- westchnęłam i wzięłam łyk. Skrzywiłam się. Czemu ludzie tak bardo to lubią to jest przecież ohydne i gorzkie.- Nikt ma się o tym nie dowiedzieć.- wymruczałam dalej się krzywiąc. Czas płynął a wraz z nim kolejne puste szklanki po drinkach. Najpierw był jeden po tym kolejny i jeszcze jeden. Kiedy wstałam nie mogłam złapać równowagi, chwiałam się prawie na każdym kroku. Poszliśmy do domu James’a. Wypiliśmy po jeszcze jednym drinku i gadaliśmy o głupotach, jak każdy po pijanemu. Poszłam z Bradem do domu. Śmialiśmy się z byle czego. Ta noc była świetna. Bradley przytulił mnie. Staliśmy przed moim domem wtuleni…

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Chapter 5

*Darcy*
Weszłam do kuchni powiedzieć mamie że,  już wychodzę.
-Weź jeszcze Busti’ego zanim pójdziesz,- powiedziała podając mi smycz do ręki.
Odpowiedziałam krótkim „okey” i wyszłam z psem. Dwa metry przed nami szedł Bradley z psem o długiej jasno złotej sierści. Podbiegłam do niego i naciągnęłam mu czapkę na oczy.
-Kurwa!- krzyknął poprawiając czapkę z oczu.
-Od tej strony to cię nie znałam.- zaśmiałam się.
-A to ty.- powiedział.- To mój pies Jesse.- dodał głaszcząc psinę po grzbiecie. Schyliłam się na wysokość pyska Jesse, żeby podrapać ją za uchem.
-Śliczna jesteś.- powiedziałam całując ją w nosek.
-Zdradziłaś mnie.-zaśmiał się chłopak.
-Co?- zaśmiałam się z ironią.- Ja czy Jesse?
-Wy dwie. Tylko ty Buster mi zostałeś.- zaśmiał się odchodząc z moim psem.
Wybuchałam śmiechem, Brad spojrzał na mnie. Nie mógł się dłużej powstrzymać par schnął śmiechem.
-Chodźmy po chłopaków.- powiedział łapiąc mnie za rękę.
-A co z psami?- zapytałam zapierając się nogami.
-Idą z nami.- pociągnął mnie za rękę.
Poszliśmy do Connora. Później mamy iść po Jamesa i Tristana. Staliśmy pod domem Connor’a. Chcieliśmy zrobić mu kawał. Brad zadzwonił dzwonkiem i schował się za drzwiami a ja stałam w miejscu. Otworzył mi nie wysoki, ale dobrze zbudowany chłopak. Miał śliczne jasno niebieskie oczy, a jego włosy były ciemne z widocznie rozjaśnionym przodem. Wtarty był w nie żel lub guma do układanie włosów. W jego prawym uchu można było dostrzec niewielki kolczyk. Miał na sobie biały T-shirt. Do tego rozpiętą, ciemną  koszulę w czerwono- zieloną kratę. Czarne rurki i Vansy. Na ramieniu siedziała mu nieduża jaszczurka.
-W czymś mogę pomóc ?- zapytał zdziwiony.
-Tak szukam eem… pana… Johna Smith’a.- wyjąkałam patrząc w wycieraczkę którą, miałam pod nogami.
-Nie ma tu, żadnego Smith’a.- odpowiedział marszcząc czoło.
-Ale mi powiedziano, że mieszka w tym domu.- kontynuowałam.
-Powtarzam tu go nie ma.- powiedział głośno i powoli.
Bradley wyskoczył zza drzwi. Miał łzy ze śmiechu w oczach.
-Ty chuju.- krzyknął Connor.- Jak mogłeś.
-Taa… też, cię kocham. To jest moja przyjaciółka Darcy.- powiedział witając się z nim „miśkiem”.
-Connor Ball.- powiedział podając mi rękę na przywitanie.
-Darcy Melrose.- odparłam wchodząc do środka z Buster’em na rękach.
-Darcy postaw…- poprosił gestem żebym dokończyła.
-Buster.- skinęłam głową.
-Buster’a na podłodze.- zaśmiał się Ball.- Poczekajcie chwilę u mnie w pokoju ja tylko trochę ogarnę kuchnie.- dodał podając Bradley’owi jaszczurkę.
-Conn co to za jaszczurka?- zapytałam ciekawa.
-Agama brodata wabi się Rex. Chcesz potrzymać?- odsunęłam się kiedy chciał podać mi Rex’a.
-Trochę boję się gadów.- przyznałam ze smutkiem.
-Brad odłożysz go do terrarium. Proszę.- poprosił Ball.
-Dobra zaraz jestem.- powiedział i poszedł z Rex’em na górę. Poszłam z chłopakiem do kuchni. Powiedział że, musi tu tylko lekko ogarnąć, a tu trzeba umyć stertę naczyń, podłogę i wynieść śmieci. Ciekawa co by było gdyby powiedział że, musi posprzątać kuchnię na perfect.
-Jak ci się tu podoba?- zapytał klikając cos w telefonie.
-Jest całkiem ładnie, kolor paneli i szafek so naprawdę dopasowane.
Speszyłam się kiedy spojrzał na mnie z uśmiechem na twarzy. Wystraszyłam się że, powiedziałam coś głupiego.
-Chodzi mi o Sutton Coldfield, a nie o moją kuchnie.- zaśmiał się. Odłożył telefon i zaczął szukać czegoś w szafce. Zapewne środka do czyszczenia podłóg.
-Nie zdążyłam się rozejrzeć. Mieszkam tu dopiero dwa dni.- powiedziałam spuszczając głowę. Usiadłam na krześle, żeby za bardzo mu nie przeszkadzać.
Do kuchni wparował Brad.
-To może ja pozmywam naczynia.- zadeklarowałam podchodząc do zlewu.
Umyłam naczynia, Brad wyrzucił śmieci, a Connor umył podłogę. Wyrobiliśmy się w 20 minut. Poszliśmy wsiąść na dworze na schodach. Jesse i Buster pobiegli do tyłu. Przez ten czas mieliśmy okazję trochę bliżej się poznać. Słyszeliśmy zza płotu śmiechy dwóch osób. Na podwórko wparowało dwóch chłopaków. Przy jednym z nich czułam się jak mrówka. Miał chyba  185 centymetrów wzrostu, a ja tylko 163 centymetry. Ubrany był w bokserkę w cętki geparda. Skórzana kurtka świetnie kontrastowała z czarnymi rurkami i Vans’ami w cętki. Drugi chłopak był niedużo niższy. Był opalony i dobrze zbudowany. Widać było po nim, że dobrze się odżywia. Miał na sobie niebieską koszulę z krótkimi, lekko zawiniętymi rękawami i zwyczajne jeansowe rurki. Na nogach miał czarne Converse. Brad i Connor przywitali się z nimi, a ja stałam z boku.
-Hey jestem Tristan.- powiedział chłopak w skórze.
-Darcy Melrose.- powiedziałam powstrzymując ból. Wstając ze schodów uderzyłam się w palec.
-A ja jestem McVey, James McVey.- powiedział delikatnie całują moja dłoń. Zachichotałam. Bradley podszedł do niego i lekko trzepnął go w kark.
-Ohh… James ty lizusie.- dodał Brad.
James’a to lekko zabolało bo przez chwilę trzymał się za kark.
Zaprowadziliśmy psy i poszliśmy do wesołego miasteczka.

czwartek, 26 czerwca 2014

Chapter 4

*Darcy*
Znosiłam ciężki karton z książkami który, został przez pomyłkę zaniesiony do mojego pokoju. Zadzwonił dzwonek do drzwi a ja stałam w połowie schodów z kartonem.
-Mamo otworzysz ?!- krzyknęłam poprawiając karton.
Wszystkie książki spadły na podłogę. Skomentowałam to głośnym krzykiem na cały dom „Kurwa”. W tym momencie zobaczyłam jak sąsiedzi wchodzą do przedpokoju. Zakryłam usta ze wstydu. Wszyscy patrzyli na mnie pewnie myśląc co za niewychowane dziecko. Niby taka pożarna a, tu proszę takie słownictwo.
Schyliłam się żeby pozbierać książki. Złapałam za jedną z nich. Ktoś chwycił ją za drugi koniec. Spojrzałam w górę, to ten sam chłopak który, znalazł mojego psiaka.
Kiedy go zobaczyłam próbowałam powstrzymać śmiech.
-Przepraszam.- wymruczałam odgarniając włosy za ucho.
-Wiem wyglądam idiotycznie.- powiedział puszczając książkę którą, nadal trzymaliśmy we dwoje.
-Może trochę.- pisnęłam cicho.
Wstałam i zaniosłam książki do jadalni i ustawiłam je na półce rozmawiając z chłopakiem. Przy okazji wyjaśnił mi dlaczego tak wygląda.
-Jeśli dobrze pamiętam to masz na imię Bradley.- spojrzałam na niego katem oka kładąc ostatnią książkę.
-Tak. A ty?- zapytał opierając się o framugę drzwi.
Mój tata zawołał nas. Odpowiedziałam mu cichym „Darcy” idąc w stronę salonu. Usiadłam na oparciu fotela obok taty.
Nasi rodzice rozmawiali o szkole do której miałam iść. Okazało się że, Bradley też, tam chodzi. Tata chłopaka wtrącił cos o wesołym miasteczku w naszym mieście.
-Idę dziś tam z kolegami. Jeśli państwo nie mają nic przeciwko Darcy mogłaby iść z nami?- zapytał Bradley moich rodziców. Spojrzałam na nich wzrokiem szczeniaka.
-Mogę iść ?- zapytałam nie pewnie.
Mama spojrzała na mnie jakbym już znała odpowiedź. Pewnie powie stanowcze „nie”. Uważa że, jestem jeszcze za młoda na nocne wychodzenie z domu. Poza tym powinnam się uczyć.
-Bądź w domu przed…- nie dokończyła bo, tata wszedł jej w zdanie.
-Bądź w domu nie za późno. Baw się dobrze i nie upij się za mocno.- powiedział tata łapiąc mnie za rękę.
-Przecież wiesz że, nie piję przed osiemnastką.- powiedziałam przytulając się do taty.
Pocałowałam go w jego lekko siwawą głowę i pobiegłam do pokoju ciągnąc za sobą Brad’a. Siedzieliśmy i gadaliśmy o znajomych chłopaka. Wspomniałam też trochę o Shanon. Po pół godziny Brad musiał już iść. Pożegnałam go przyjacielskim uściskiem. Usiadłam na łóżku przed szafą. Część ubrań zdążyłam schować jeszcze wczoraj do szafy ale, i tak większość jeszcze w kartonach. Wyrzuciłam wszystkie ubrana na łóżko. Buster schował się pod stertą szmat.
-Tornado tędy przeszło?- zapytał tata pokazując na bałagan w pokoju.
-Nie po prostu nie wiem w co się ubrać.- powiedziałam zabierając psu T-schirt z łba.
-Nie ważne jak się ubierzesz zawsze będziesz wyglądać ślicznie.- powiedział głaszcząc mnie po plecach.
-Oj nie we wszystkim.- powiedziałam.
-To ja ci nie przeszkadzam.- powiedział i wyszedł z pokoju.
Znalazłam biały, lekko poszarpany T-schirt z flagą USA i jeansowe spodenki z wysokim stanem. Poszłam do łazienki zrobić make-up; nałożyłam tusz do rzęs i trochę pudru bo, rodzice nie lubią kiedy mam na sobie za dużo tapety. W szufladzie znalazłam naszyjnik w kształcie serca który dostałam na urodziny od kuzynki która, mieszka w Szkocji. Na przedniej stronie była flaga Szkocji a, na drugiej „For You” . Założyłam go i zeszłam na dół.