poniedziałek, 30 czerwca 2014

Chapter 5

*Darcy*
Weszłam do kuchni powiedzieć mamie że,  już wychodzę.
-Weź jeszcze Busti’ego zanim pójdziesz,- powiedziała podając mi smycz do ręki.
Odpowiedziałam krótkim „okey” i wyszłam z psem. Dwa metry przed nami szedł Bradley z psem o długiej jasno złotej sierści. Podbiegłam do niego i naciągnęłam mu czapkę na oczy.
-Kurwa!- krzyknął poprawiając czapkę z oczu.
-Od tej strony to cię nie znałam.- zaśmiałam się.
-A to ty.- powiedział.- To mój pies Jesse.- dodał głaszcząc psinę po grzbiecie. Schyliłam się na wysokość pyska Jesse, żeby podrapać ją za uchem.
-Śliczna jesteś.- powiedziałam całując ją w nosek.
-Zdradziłaś mnie.-zaśmiał się chłopak.
-Co?- zaśmiałam się z ironią.- Ja czy Jesse?
-Wy dwie. Tylko ty Buster mi zostałeś.- zaśmiał się odchodząc z moim psem.
Wybuchałam śmiechem, Brad spojrzał na mnie. Nie mógł się dłużej powstrzymać par schnął śmiechem.
-Chodźmy po chłopaków.- powiedział łapiąc mnie za rękę.
-A co z psami?- zapytałam zapierając się nogami.
-Idą z nami.- pociągnął mnie za rękę.
Poszliśmy do Connora. Później mamy iść po Jamesa i Tristana. Staliśmy pod domem Connor’a. Chcieliśmy zrobić mu kawał. Brad zadzwonił dzwonkiem i schował się za drzwiami a ja stałam w miejscu. Otworzył mi nie wysoki, ale dobrze zbudowany chłopak. Miał śliczne jasno niebieskie oczy, a jego włosy były ciemne z widocznie rozjaśnionym przodem. Wtarty był w nie żel lub guma do układanie włosów. W jego prawym uchu można było dostrzec niewielki kolczyk. Miał na sobie biały T-shirt. Do tego rozpiętą, ciemną  koszulę w czerwono- zieloną kratę. Czarne rurki i Vansy. Na ramieniu siedziała mu nieduża jaszczurka.
-W czymś mogę pomóc ?- zapytał zdziwiony.
-Tak szukam eem… pana… Johna Smith’a.- wyjąkałam patrząc w wycieraczkę którą, miałam pod nogami.
-Nie ma tu, żadnego Smith’a.- odpowiedział marszcząc czoło.
-Ale mi powiedziano, że mieszka w tym domu.- kontynuowałam.
-Powtarzam tu go nie ma.- powiedział głośno i powoli.
Bradley wyskoczył zza drzwi. Miał łzy ze śmiechu w oczach.
-Ty chuju.- krzyknął Connor.- Jak mogłeś.
-Taa… też, cię kocham. To jest moja przyjaciółka Darcy.- powiedział witając się z nim „miśkiem”.
-Connor Ball.- powiedział podając mi rękę na przywitanie.
-Darcy Melrose.- odparłam wchodząc do środka z Buster’em na rękach.
-Darcy postaw…- poprosił gestem żebym dokończyła.
-Buster.- skinęłam głową.
-Buster’a na podłodze.- zaśmiał się Ball.- Poczekajcie chwilę u mnie w pokoju ja tylko trochę ogarnę kuchnie.- dodał podając Bradley’owi jaszczurkę.
-Conn co to za jaszczurka?- zapytałam ciekawa.
-Agama brodata wabi się Rex. Chcesz potrzymać?- odsunęłam się kiedy chciał podać mi Rex’a.
-Trochę boję się gadów.- przyznałam ze smutkiem.
-Brad odłożysz go do terrarium. Proszę.- poprosił Ball.
-Dobra zaraz jestem.- powiedział i poszedł z Rex’em na górę. Poszłam z chłopakiem do kuchni. Powiedział że, musi tu tylko lekko ogarnąć, a tu trzeba umyć stertę naczyń, podłogę i wynieść śmieci. Ciekawa co by było gdyby powiedział że, musi posprzątać kuchnię na perfect.
-Jak ci się tu podoba?- zapytał klikając cos w telefonie.
-Jest całkiem ładnie, kolor paneli i szafek so naprawdę dopasowane.
Speszyłam się kiedy spojrzał na mnie z uśmiechem na twarzy. Wystraszyłam się że, powiedziałam coś głupiego.
-Chodzi mi o Sutton Coldfield, a nie o moją kuchnie.- zaśmiał się. Odłożył telefon i zaczął szukać czegoś w szafce. Zapewne środka do czyszczenia podłóg.
-Nie zdążyłam się rozejrzeć. Mieszkam tu dopiero dwa dni.- powiedziałam spuszczając głowę. Usiadłam na krześle, żeby za bardzo mu nie przeszkadzać.
Do kuchni wparował Brad.
-To może ja pozmywam naczynia.- zadeklarowałam podchodząc do zlewu.
Umyłam naczynia, Brad wyrzucił śmieci, a Connor umył podłogę. Wyrobiliśmy się w 20 minut. Poszliśmy wsiąść na dworze na schodach. Jesse i Buster pobiegli do tyłu. Przez ten czas mieliśmy okazję trochę bliżej się poznać. Słyszeliśmy zza płotu śmiechy dwóch osób. Na podwórko wparowało dwóch chłopaków. Przy jednym z nich czułam się jak mrówka. Miał chyba  185 centymetrów wzrostu, a ja tylko 163 centymetry. Ubrany był w bokserkę w cętki geparda. Skórzana kurtka świetnie kontrastowała z czarnymi rurkami i Vans’ami w cętki. Drugi chłopak był niedużo niższy. Był opalony i dobrze zbudowany. Widać było po nim, że dobrze się odżywia. Miał na sobie niebieską koszulę z krótkimi, lekko zawiniętymi rękawami i zwyczajne jeansowe rurki. Na nogach miał czarne Converse. Brad i Connor przywitali się z nimi, a ja stałam z boku.
-Hey jestem Tristan.- powiedział chłopak w skórze.
-Darcy Melrose.- powiedziałam powstrzymując ból. Wstając ze schodów uderzyłam się w palec.
-A ja jestem McVey, James McVey.- powiedział delikatnie całują moja dłoń. Zachichotałam. Bradley podszedł do niego i lekko trzepnął go w kark.
-Ohh… James ty lizusie.- dodał Brad.
James’a to lekko zabolało bo przez chwilę trzymał się za kark.
Zaprowadziliśmy psy i poszliśmy do wesołego miasteczka.

1 komentarz: