poniedziałek, 23 czerwca 2014

Chapter 2

*Darcy*
Wstałam o szóstej rano i zeszłam do kuchni. Nie było tam nic; stołu krzeseł, szafek tylko pusty pokój. Każdy pokój wyglądał tak samo podłoga, puste ściany i nieliczne kartony. W kuchni był tata.
-Obudziłem cię córeczko?- zapytał z troską.
-Nie.- odparłam przytulając się do niego.
-Jak spałaś?- zapytał całując mnie w czubek głowy.
-W miarę dobrze.
Poszłam na górę ubrać się. Założyłam na siebie starą, niebieską bluzę i czarne legginsy. Nie czesałam włosów tylko spięłam je w kucyka. Wyszłam na podwórko, rodzice pakowali pozostałe kartony do samochodu więc poszłam się przejść z nadzieją, że gdzieś spotkam Shanon.
-Hey.- usłyszałam męski głos.
Odwróciłam się. Spotkałam ale nie tę osobę którą chciałam.
-Hey Jack.- wymruczałam przygnębiona.
-Wiem, że cieszysz się, że mnie widzisz.- podszedł blisko mnie. Tak, że mogłam wyczuć zapach jego perfum. Używał tylko tych najlepszych producentów.
-Tata zabronił wziąć Jaguara że idziesz na pieszo?- zaśmiałam się mu prosto w twarz.
-Dziś pojechał mnie do pracy.- wymruczał zawiedziony.
-Pajac.- wymruczałam pod nosem idąc w stronę domu.
-Zaczekaj, nie tak prędko porozmawiaj ze mną.- powiedział łapiąc nie za rękę.
-Muszę iść do domu.- zabrałam rękę.
-Daj mi minutę.- błagał.
-Dobra.- rzuciłam.
-Chodź gdzieś indziej.- powiedział ciągnąc moją rękę.
-Nie.- mruknęłam.- Zaraz muszę wracać do domu zrozum.
-Boże na chodź.
-Mów mi po imieniu a nie po stanowisku pracy.- zaśmiałam się idąc kawałek za nim.
Po chwili siedzieliśmy na trawie boiska do gry w nogę.
-Czemu jesteś na mnie zła?- zapytał patrząc mi w oczy z wyrzutem.
-Nie jestem na nikogo zła.- mruknęłam.
-Masz mnie za idiotę?- zapytał.
-Na to pytanie wolała bym nie odpowiadać zanim wkroczy na zły tor.- powiedziałam podnosząc się z trawy. Dostałam sms’a od mamy, żebym przyszła do domu.
-Jack ja muszę iść, jeśli to wszystko co chciałeś mi powiedzieć to nie, nie jestem na ciebie zła.- powiedziałam idąc do domu.
-Czemu musisz iść? To jeszcze nie wszystko co chciałem ci powiedzieć.- złapał mnie za rękaw.
-Pogadamy później przez telefon.- powiedziałam.
-Może się ze mną chociaż pożegnasz?- zapytał stojąc otwartymi ramionami.
Podbiegłam do niego i mocno go przytuliłam.
-Będę za tobą tęsknił.- wyszeptał.
-Ja też.- łzy napłynęły mi do oczu.
Pobiegłam do domu najszybciej jak mogłam. Wsiadłam do samochodu i oparłam głowę o szybę. Może nawet nie w połowie drogi zasnęłam.
>4 godziny później<
Lekko się przebudziłam kiedy tata gwałtownie zahamował przed jakąś bramą.
-Gdzie jesteśmy?- byłam w szoku. Przetarłam oczy i wyszłam z samochodu.
-W domu.- powiedziała mama wysiadając z auta.
Kiedy wyszłam nie byłam do końca przytomna. Trzasnęłam drzwiami i zobaczyłam duży, biały dom. Obok stał podobny można było powiedzieć że taki sam.
-Wow… cofnęłam się lekko do tyłu.- To nasz dom?- zapytałam z niedowierzaniem.
-Tak córeczko, to nasz nowy dom.- tata objął mnie ramieniem.- Podoba ci się?
-Jest śliczny.- rzuciłam się rodzicom na szyje.
-W domu czeka na ciebie niespodzianka.- dodała mama.
Pobiegłam do mieszkania. Przeglądałam wszystkie pokoje po kolei. W jednym z nich na dywanie w kartonie siedział mały, biszkoptowy piesek rasy labrador. Podeszłam do niego i wzięłam go na ręce, a on zaczął lizać mnie po twarzy.
-Hey… ciężki jesteś słodziaku.- zaśmiałam się przytulając szczeniaka.
Zeszłam z nim na dół.
-Podoba się prezent?- zapytał tata.
-Jest śliczny?- powiedziałam stawiając szczeniaka na podłodze.
-Masz dla niego imię?- kontynuował tata.
-Jeszcze nie.- powiedziałam.
-Może Biszkopt?- zapytał.
-Oj… Daniel daj spokój, to pies Darcy niech ona wybierze mu imię.- powiedziałam mama kładąc rękę na ramieniu taty.
Wyszłam z psem na podwórko. Usiadłam na schodach i myślałam nad imieniem. Po chwili przyszło mi na myśl imię psa mojej wychowawczyni z przedszkola.
-Buster.- powiedziałam szukając wzrokiem psa po podwórku. Nigdzie go nie było więc wyszłam kawałek na ulice. Chłopak głaskał go odpychając deskorolkę na bok. Podbiegłam do niego, on się podniósł. Był ode mnie wyższy o parę centymetrów i miał śliczne brązowe oczy.
-To twój pies?- zapytał pokazując na szczeniaka.
-Tak to Buster. Przepraszam muszę go bardziej pilnować.- powiedziałam roztrzęsiona.
-Uspokój się dziewczyno.- powiedział łapiąc mnie za barki.- Nic mu nie jest.
-Przepraszam jest ze mną od paru minut i już go zgubiłam.- zadarłam głowę do góry i spojrzałam w wieczorne, niebo.
-Jestem Bradley Simpson.- na jego twarzy zarysował się znany mi uśmiech. Może dlatego że Jack miał podobny. Nie wiem czemu czasami mi go nawet przypominał.
-Jeszcze raz dzięki za znalezienie psa. Muszę iść- powiedziałam biorąc psa. Pobiegłam truchtem do domu. Poszłam do mojego pokoju. Usiadłam ma łóżku i zerknęłam na ekran telefonu. Pięć minut temu dostałam sms’a od Jack'a.
->” Darcy, to co chciałem ci powiedzieć wtedy na boisku to, to, że kocham cię. Nie mogę bez ciebie wytrzymać. Jesteś tam dopiero nie cały dzień, a ja już tu wariuje bez ciebie.”
Jezu co za pajac wyszeptałam w myślach. Przecież wie, że ja nic do niego nie czuje. To ten urządza takie sceny.
Poszłam do łazienki wziąć prysznic. Stałam w kabinie pozwalając by krople wody spokojnie spływały po moim ciele. Chciałam mieć chociaż raz spokój i nie zadręczać się wyrzutami sumienna. Położyłam się spać nie miałam na nic siły. Byłam kompletnie zdołowana, wszystko mnie bolało łącznie z sercem. 

1 komentarz: